Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Hogwarcka norma cz. I
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna -> Harry Potter
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blanca
Moderator



Dołączył: 15 Gru 2010
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Maków
Płeć: Julia

PostWysłany: Sob 0:29, 05 Lut 2011    Temat postu:

Zadowolona z siebie, po skończonych lekcjach udała się do dormitorium. Rzuciła torbę na bok i położyła się na łóżku. Za kilka godzin trening, postanowiła więc, że odrobi w tym czasie lekcje. Przed wyjściem jednak zmieniła ubrania na poszarpane na przodzie, ciemnozielone rurki, czarną bokserkę i kurtkę w militarnym stylu. Do tego dorzuciła wisiorki i czarne platformy. Włosy skręciła na wałki i usiadła, łapiąc lakier do paznokci. Ubieranie się w fajne ciuchy zawsze było przyjemnością. Zwłaszcza, gdy dobrze się w nich wyglądało. Nie była wysoka, ale za to szczupła i z ładnymi krągłościami. Co działało zachęcająco na chłopców. Po jakichś czterdziestu minutach rozpuściła włosy, które opadły kaskadą na plecy. Ułożyła loki za pomocą gumy i lakieru. Poprawiła oczy tuszem, przejechała błyszczykiem po ustach i zadowolona z efektu złapała torbę i wyszła.
Po drodze zauważyła kilku znajomych z Hufflepuff'u. Pomachała im z uśmiechem. Weszła do biblioteki, kiwnęła głową na przywitanie pani Pince i rozłożyła swoje rzeczy przy jednym z ulubionych foteli. Podeszła do półek i wyciągnęła te, które pomogłyby jej przy pracy domowej z opieki nad magicznymi stworzeniami. Mimo zbliżających się OWTM-ów nauczyciele nie dręczyli ich w jakiś wybitny sposób. Sporo zadawali, ale przestało jej to nawet przeszkadzać. Wszystkie zadania robiła szybko i dokładnie, co wcale nie było takie łatwe.
Gdy skończyła wypracowanie dla profesor Sprout o właściwościach herbaty, wybiła siedemnasta. Czas się zebrać i ruszyć na trening. Wreszcie ogarnę moją kochaną Błyskawicę! Rodzice kupili jej ją z okazji urodzin, niedługo po tym, gdy dostała się do składu.
W dormitorium wyciągnęła z szafy strój do Quidditcha, z numerem dziewiątym i szybko się przebrała. Po drodze na boisko wstąpiła do schowka na miotły i trochę niepewnie złapała swoje maleństwo. Poczuła znajomy ucisk w brzuchu, gdy zobaczyła niepełną drużynę i sporo oczekujących nowych. Wood latał koło bramek z zaciśniętą szczęką. Podleciała do niego.
- Hej, bo stracisz wszystkie zęby. - zaśmiała się.
- Spójrz na nich. Tylko kilkoro z nich jest dość starszych, paru trzecioklasistów i pierwszaki. Jak ja mam zrobić zespół, który wytrwa do końca? Zdobędzie puchar? - schował twarz w dłoniach. Blanca delikatnie objęła go ramieniem.
- Mamy dwóch ścigających: mnie i Dana. Do tego pałkarz, Tobby. No i nasz wspaniały obrońca. Damy radę. Nauczymy ich co i jak. Pierwszaków najpierw trzeba sprawdzić, czy umieją latać.
Chłopak spojrzał na nią z cieniem uśmiechu. Odchrząknął i donośnym głosem zaczął mówić:
- Witam wszystkich na tegorocznym naborze do drużyny Gryfonów. Jak wiecie, mamy już część składu. Brakuje nam szukającego, pałkarza i ścigającego. Nie jest to wiele pozycji, dlatego nie będzie łatwo...
Dojrzała w tłumie Alexa i Erin. Pomachała do nich lekko, unosząc kciuk do góry. Będzie dobrze. Musi być. Delikatny wiatr smagał kosmyki włosów, które wyszły z niedbale zawiązanego koka.
Puścili pierwszą grupkę nowych przodem. Dwóch z nich przeleciało kilka metrów, jednemu miotła nawet nie chciała podejść do ręki. Podziękowali im szybko i zamaszystym ruchem wykreślili ich nazwiska z listy. Ci, którym udało się oblecieć dookoła boiska zostali przydzieleni do kategorii, w których chcieliby się sprawdzić. Erin wypadła wśród ścigających, za to Alex jako jeden z wielu wśród szukających. Blanca wzięła kafel i zawołała Dana. Chłopak pełnił funkcję rozgrywającego, dzięki czemu szatynka miała genialne pomysły na zagrania. Pokazali razem kilka trików, które wykonać mieli nowi. Erin całkiem nieźle dała sobie radę. Blanca dyskretnie wskazała ją Oliverowi palcem.
- Przyda mi się ktoś unikający tłuczków. Byłby komplet i mogłabym zrobić formację jastrzębia... - szepnęła tak, żeby tylko on usłyszał. Chłopak zaznaczył koło nazwiska Erin wykrzyknik.
W następnej grupie byli pałkarze. Jeden z czwartoklasistów, Ben, zamachnął się na tłuczka tak mocno, że ten poleciał przez obręcz i poszybował nad Las.
- O w mordę... - mruknęła, zasłaniając oczy. Słońce raziło ją, gdy próbowała dostrzec piłkę. Odwróciła się mówiąc:
- Ładnie, tylko następnym razem lżej. Wątpię, żeby na meczu któryś z zawodników latał w tamtych okolicach... - chciała dokończyć, gdy silne ramię objęło ją w pasie i przygarnęło do siebie. Spojrzała do góry. Oliver.
- Uważaj. - mruknął. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że tłuczek śmignął koło jej ucha. Jej twarz zaczynała się różowić, więc szybko odsunęła się od klatki piersiowej chłopaka.
- Ładne perfumy. - wymamrotała.
Minęło już półtorej godziny i zaczynało się ściemniać.
- Musimy się pospieszyć. - usłyszała Dana. Jakby nie wiedziała.
- Jeszcze szukający. Bo myślę, że resztę składu już mamy. - przejrzała notatki Wooda. Podleciała do Alexa i poklepała go po plecach.
- Musisz pilnować znicza. Nie wystawiaj ręki, dopóki nie będzie on w twoim zasięgu i błagam, jeśli chcesz przyspieszyć, połóż się jak najbardziej na miotle. Nie mam zamiaru znosić kogoś z tych rozchichotanych laluni w drużynie.
Odleciała na odpowiednią wysokość i chwyciła ostatnią z piłek, złotego znicza. Mała kulka wielkości niewiele większej od orzecha włoskiego rozłożyła trzepoczące skrzydełka. Palcami zakrytymi rękawiczką przejechała po gładkim materiale. Zamachnęła się i wyrzuciła znicza w powietrze.
- Kto znajdzie znicz, przechodzi do finałowej rundy. Macie trzy szanse. Powodzenia.
Po trzech rundach, został Alex, jakiś niski, barczysty chłopak i różowa lalunia, która zrzuciła w dość brutalny sposób jedną z uczestniczek. Przez moment Blanca obawiała się o chłopców, Oliver jednak wykluczył Barbie za niesportowe zachowanie.
- Pani już dziękujemy. No chłopcy, szanse są równe, do roboty.
Szatynka po raz kolejny wyrzuciła znicz i przyglądała się temu wszystkiemu, przygryzając paznokcie.
- Dobry lakier? - zapytał ją ze śmiechem Wood.
- Widzę, że też się denerwujesz. - mimo uśmiechu, chłopak siedział na miotle jak skamieniały. Oglądała to z lekkim strachem, bo Alex nie potrafił dogonić tego kolesia. Miał słabszą miotłę. Zasłoniła twarz ręką.
- Powiedz mi, jak będzie po wszystkim. - odezwała się do Olivera.
- Taaaaaaak! - usłyszała, zanim zdążyła zasłonić twarz na nowo. Jednym okiem spojrzała na boisko. Alex zawisł jedną ręką na miotle, drugą trzymał znicz. Uśmiechnęła się.
Ogłosili szybko wyniki i ustalili termin pierwszego treningu, taktycznego. Nie miało sensu ćwiczenie, bez jakiejkolwiek wiedzy.
***
Po treningu wzięła długą kąpiel. Może nie było tylu emocji, ilu się spodziewała. Nastawiła budzik na kolejny dzień i usiadła na łóżku. Sczesała włosy w warkocz i założyła czarne legginsy oraz swój ulubiony szary sweter ze wzorem w brytyjską flagę. Reszta dziewczyn siedziała jeszcze na kolacji. Wzięła książkę na kolana i zaczęła czytać. Minęło sporo czasu, około dwóch godzin, gdy wróciły.
Puk, puk.
Spojrzała w okno. Na miotle siedział Oliver, ubrany w grubą bluzę, spod której wystawał luźny T-shirt.
- Hej, masz chwilkę?
- To zależy.
- Chcę ci coś pokazać.
Otworzyła szerzej okno. Co jej szkodzi? Założyła trampki i wyszła na parapet. Wood podał jej rękę, chcąc pomóc wsiąść na miotłę. Usiadła za nim i objęła go w pasie, głowę kładąc na jego plecach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blanca dnia Sob 16:13, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Peegy
Artystka
Artystka



Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Żywiec

PostWysłany: Czw 21:00, 21 Lip 2011    Temat postu:

Alexander

Kiedy razem ze ślizgonką i Davidem zwiali od tego bogina znaleźli się na jakiejś polanie.
- Dobra, to gdzie teraz? - zapytał David.
- Hm... Może tam? O ile się nie mylę Profesor nie chował tych bombek za daleko w głąb lasu a tam idzie się na błonia. - odpowiedział Alex
- Fajny wywód ale ja nie mam zamiaru wam pomóc w szukaniu tej cholernej bombki a wręcz przeciwnie. - powiedziała ślizgonka i uniosła różdżkę wycelowaną w Alexa.
Chłopak przewróciła oczami.
- Słuchaj, dwa razy uratowaliśmy Ci tą obślizgłą skórę i to nie z największą chęcią, uwierz mi, więc może byś łaskawie opuściła tą różdżkę. O ile dobrze pamiętam samej nie szło Ci najlepiej więc bądź łaskawa pomóc nam znaleźć tą, jak to mówisz, cholerną bombkę. Wtedy wszyscy troje będziemy mieć szybciej to za sobą, dobrze? - wręcz "wywalił" z siebie chłopak.
Dziewczyna zamrugała trochę zdziwiona i opuściła różdżkę.
- No... Dobra - powiedziała zmieszanym głosem.
- Stary, pogięło Cię? - powiedział David.
- Możliwe ale musisz przyznać, że trzy pary oczu to więcej niż dwie, co nie?
- No tak...
I na tym skończyła się dyskusja. Wszyscy skierowali się w stronę wcześniej wskazaną przez Alexa. Szli jakieś pięć minut kiedy nagle coś usłyszeli. Jakiś szelest. Wszyscy obejrzeli się.
- To centaur... - mrukną David patrząc w lewo od nich.
Faktycznie Alex ujrzał tam pół człowieka pół konia. Centaur od razu się odwrócił i uciekł.
Przeszli jeszcze kawałek kiedy nagle ją ujrzeli. Jaskrawo czerwoną bombkę zawieszoną wysoko nad nimi.
- I niby jak mamy się tam dostać? - warknęła ślizgonka.
- Myśląc. Wiem, że to dla Ciebie nowość ale musisz się z tym pogodzić. - odpowiedział jej Alex już zmęczony jej zachowaniem. Szybko rozejrzał się dookoła. I nagle ujrzał stos pociętych pni drzew.
- Dobra, teraz będziesz mi musiała pomóc czy tego chcesz czy nie - powiedział chłopak a potem wytłumaczył im jego plan.
Alex uniósł pierwszą kłodę zaklęciem Wingardium Leviosa. David wspiął się na nią i staną próbując utrzymać równowagę.
- Dobra, dalej - powiedział.
Ślizgonka uniosła następną kłodę i ustawiła ją trochę wyżej niż ta na, której stał David. Chłopak przeszedł na nią. Alex przeniósł swoją nad tą ślizgonki i tak jeszcze kilka razy. W końcu David był na tyle wysoko, żeby sięgnąć po bombkę. Nagle stracił równowagę i zaczął spadać. Alex bez namysłu zdjął zaklęcie ze swojej kłody i rzucił zaklęcie na Davida. Wiedział, że sam go nie uniesie ale może chociaż złagodzi upadek. Nagle usłyszał kolejne łupnięcie kłody i David zaczął unosić się w powietrzu. Chłopak obejrzał się i zobaczył, że dziewczyna robi to samo co on.
- Miło się tak lata ale moglibyście mnie już posadzić na ziemi! - krzyknął David.
Powoli opuścili go na ziemię. Alex spojrzał się zdziwiony na ślizgonkę a ta wzruszyła ramionami.
- Masz tą bombkę? - zapytała się nie najmilej dziewczyna.
- Yhym - powiedział David pokazując im bombkę.
Szybko skierowali się w kierunku zamku. Kiedy wyszli z lasu nagle zorientowali się, że nie wiedzą gdzie jest nauczyciel. Wtem przed nimi wylądował jakiś ptak, którego Alex nie rozpoznał i nagle zamienił się w ich nauczyciela.
- Proszę, to nasza bombka - powiedział Alex i podał profesorowi bombkę.
- Zdobyliście ją razem? - zapytał zdziwiony profesor patrząc na ślizgonkę.
- Tak - odpowiedział chłopak.
- No dobrze. Na następnej lekcji opowiecie mi jak to zrobiliście - powiedział uśmiechając się do nich - A teraz idźcie już.
Cała trójka skierowała się w kierunku zamku.
- Dobra, fajnie było ale na szczęście się skończyła. Cześć - powiedziała jakby obrażonym tonem dziewczyna.
- A może byś chociaż wyjawiła nam swoje imię? - powiedział Alex.
- Nie dzięki - warknęła dziewczyna i odeszła.
- Nie to nie - powiedział Alex i wzruszył ramionami.
Potem czekał go trening quiditcha. Zgłosił się na szukającego. Poszedł do dormitorium. Wziął książki, które mu były potrzebne do odrobienia pracy domowej i zszedł do salonu. Spotkał tam Davida. Razem odrobili zadanie nie za bardzo ze sobą rozmawiając. Byli zbyt zmęczeni. Po zrobieniu lekcji Alex poszedł po swojego Zmiatacza 11 i udał się na boisko.
Alex zobaczył Blance i Olivera. Blanca pomachała do niego i jak się potem zorientował Erin, która stała niedaleko. Chłopak kiwną głową. Najpierw jakieś maluchy miały oblecieć boisko. Nie wyszło im to za bardzo. W następnej grupie byli Ci bardziej doświadczeni czyli on, Erin i jeszcze kilka osób, które. znał tylko z widzenia. Jemu oczywiście poszło łatwo i dobrze. Potem zaczął się nabór na ścigających. Erin poszło najlepiej. Następnie na pałkarza. Jakiś czwartoklasista wyszedł całkiem nieźle. W końcu nadszedł czas na szukających. Pierwsze trzy rundy wyszły mu całkiem nieźle. W finale został on, jakiś chłopak i dziwna dziewczyna. Jednak ta ostatnia została odwołana. Blanca podeszła do niego i dała mu kilka rad. On tylko pokiwał głową. Kiedy wypuściła znicza od razu wystartował ku niemu jednak jego przeciwnik miał lepszą miotłę, Nimbusa 2001. Alex skorzystał z rady Blanki, położył się na miotle co od razu odbiło się na jego prędkości. Nagle znicz zakręcił ostro w prawo i zaczął lecieć w dół. Alex natychmiast zareagował z czym miał chyba problem ten chłopak bo skręcił dopiero bo jakiejś sekundzie co wystarczyło Alexowi, żeby zbliżyć się do małej piłki, wyciągnąć rękę i... Zobaczyć jak znicz znowu zmienił kierunek. Nie miał wyjścia. Decyzję podjął w ułamku sekundy. Ostro zakręcił i wychylił się w lewo. Poczuł znicza w dłoni jednak stracił równowagę i prawie zleciał z miotły. Zawisł na jednej ręce jednak nie przejął się tym za bardzo. Głośno krzykną z radości i wylądował na boisku. Chłopak zrobił to samo.
- Niezły chwyt - powiedział podchodząc do niego.
- Dzięki - powiedział Alex uradowany.
Było już ciemno. Ustalili pierwszy trening taktyczny i poszli się przebrać. Alex udał się na kolację.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Necklice
Reżyserka
Reżyserka



Dołączył: 05 Gru 2010
Posty: 203
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Północny-Wschód
Płeć: Julia

PostWysłany: Pią 22:02, 22 Lip 2011    Temat postu:

Erin

Erin zerwała się z kilku lekcji żeby przed przesłuchaniami do drużyny poprawić trochę stan techniczny swojej miotły. Kilka dni wcześniej pożyczyła od brata książkę o właściwych sposobach konserwacji pojazdów latających i właśnie teraz chciała zrobić pierwszy użytek z nowo nabytej wiedzy.
Z szafki w swoim dormitorium wyjęła wosk, szmatkę i kilka innych rzeczy, po czym wszystko spakowała do torby i pobiegła w stronę szkolnego składziku na miotły.
Jeszcze w wakacje oznajmiła rodzinie, że chce dostać się do drużyny. Następnego dnia ojciec zabrał ją na Pokątną żeby kupić jej lepszą miotłę. Wybrała Nimbusa 2001, bo słyszała że to całkiem niezły model.
Faktycznie miotła sprawowała się dobrze, chociaż domowe treningi i tak zawsze wygrywał Nick ze stoją Błyskawicą.
Erin ciężko pracowała przez całe lato i miała nadzieję że dzięki temu teraz dostanie się
do drużyny, tak jak zaplanowała.
Doszła z miotłą na stadion i rozłożyła swój sprzęt na jednej z dolnych ławek.
Wypolerowała rączkę dokładnie sprawdziła stan brzozowych witek, niektóre z nich prostując, inne spinając specjalnymi klamerkami.
Po dopełnieniu wszystkich czynności pielęgnacyjnych, spakowała torbę i postanowiła zrobić sobie małą rozgrzewkę. Puściła z iPoda "Voodoo Child" i zaczęła zataczać kółka wokół boiska. Najpierw małe, później coraz większe aż w końcu leciała nad trybunami. Zrobiła kilka gwałtownych zwrotów, wznoszeń i pikowań a później jeszcze kilka kółek. Przestała gdy na boisku zaczęli się pojawiać pierwsi ludzie. Wiadomo, nie chciała ich straszyć Wink.
Gdy tylko wylądowała na trawie obleciały ją dzieci. Czemu tak ją lubiły? Nikt nie wiedział. Tak czy inaczej zaczęły się z nią wszystkie na raz witać. Podziwiały jej miotłę, pytały czy się stresuje, mówiły na jakich pozycjach chcą być w drużynie itd.
Erin udawała że słucha, ale tylko przez jakiś czas.
Na szczęście niedługo potem na boisko przybyła Drużyna i to na nich skupiła się uwaga wszystkich obecnych.
Dziewczyna zauważyła, że Blanca do niej macha, więc odpowiedziała tym samym gestem. Uśmiechnęła się jeszcze do Alexa, który skinął jej na powitanie głową, a później rozpoczęły się sprawdziany.
Zadania były łatwe. Mieli między innymi oblecieć boisko do o koła i powtarzać akcje prezentowane przez zawodników. Najciekawsze było zadanie z unikaniem tłuczków.
Erin uwielbiała powietrzne slalomy tego typu.
Po ścigających przyszła jeszcze kolei na pałkarzy i szukających, a po nich Wielka Chwila Ogłoszenia Wyników.
Jakim szczęściem było dla Erin usłyszeć, że została przyjęta do drużyny. Całkiem szczęśliwa poszła napisać list do rodziców.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rosalie
Statysta
Statysta



Dołączył: 18 Gru 2010
Posty: 25
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Julia

PostWysłany: Sob 0:09, 07 Lip 2012    Temat postu:

Po śniadaniu Rosalie wybrała się na lekcje OPCM-u. Profesor wyjawił im, że mają działać na zewnątrz. Przygotował im kilka niespodzianek i ma na dzieję, że wrócimy stamtąd cali i zdrowi. Jej plany co do tego przedmiotu były bardzo ambitne, ale gorzej z ich realizacją, gdyż nowe buty nie pozwalały jej na udzielanie się na lekcjach w terenie, a co dopiero powiedzieć o bieganiu w ciemnym, ponurym... i brudnym Zakazanym Lesie - ble.
Nauczyciel prowadził ich przez gęste ciemno zielone rośliny. Do środka nie przedzierało się światło. No suuuuper... pomyślał Ślizgonka.
Zaczęło się. Pierwsze co zrobiła Rose to użyła zaklęcia:
- Lumos!
Od razu lepiej. Przynajmniej teraz wiem, że nie spotka mnie bliski kontakt z drzewem. Lecz to akurat czego najmniej się obawiam. Szła 'wytrwale' dalej rozważając możliwości ucieczki.
Nagle coś dużego, a wręcz ogromnego śmignęło jej przed nosem.
-Co to do \cenzura/ jest?
Szybkimi ruchami rozglądnęła sie aby namierzyć to 'coś'. Sięgnęła instynktownie po różdżkę. Wcale nie była taka zła, jeśli chodzi o magię, ale nie potrafiła użyć jej w praktyce, gdyż paraliżował ją strach. To uniemożliwiało rzucenie udanego zaklęcia.
Wrzasnęła.
Nagle przed jej obliczem pojawił się wielki owłosiony potwór – pająk? Fuck and shit, zginę Znów krzyk przerażenia. Ale, nieeee, bo ni stad ni zowąd wyłoniła się dwójka uczniów Hogwartu. Rosalie nie znała ich, ale miała nadzieję, że nie zostawią ja na pastwę losu. Mimo, iż cieszyła się z całej duszy, nie okaże swojej radości. O, nie!
- Drętwota! – krzyknął chłopak o nieznanym jej imieniu.
Stworzenie padło nieruchome, a reszta tych małych ohydnych brzydali rozbiegła się w popłochu. Chłopak przeszył ją jednym z ulubionych lodowatych spojrzeń Rose, Całkiem nieźle, ale musi jeszcze poćwiczyć, najlepiej od mistrza. po czym powiedział:
- Na przyszłość radzę użyć zaklęcia a nie głosu. To pierwsze jest skuteczniejsze.
- Nie musiałeś mi pomagać. Sama bym sobie poradziła. – dodała pogardliwym tonem. – Nie prosiłam nikogo o pomoc, a na pewno nie ciebie. - warknęła ślizgonka i wstała z ziemi.
- Ta, jasna. A mnie za pięć lat adoptuje królowa Elżbieta i zostanę królem Anglii a później założę swoje małe państewko Alexandrię i będę jak ten władca Macedonii co podbił większość Azji w starożytności. Fajnie, nie?
- Twoje suchary są żałosne… - skomentowała. – - L by cię znienawidził i zlinczował. To rzeczywiście byłoby fajne - odparła - A teraz wynocha stąd jeśli chcesz zostać przy życiu.
- Kusząca propozycja ale nie skorzystamy.
- To nie było pytanie a wręcz prze... - nie zdążyła dokończyć bo zza drzew wyskoczył wielki pies. Wilczur.
No rzesz kurna mać! Ile można?
Dobra, przyznaję: Rose nie wiedziała co robić – głupi strach paraliżujący każdy zakątek ciała. Nawet ruszyć się nie mogła. Chłopak stanął przed nią i krzyknął:
- Riddiculus!
I nagle z począwszy pies, a następnie skorpion zmienił się w… bobasa? Nieważne.
Konwersacja miedzy dwoma chłopakami była bardzo interesująca, na tyle, że gałęzie zdawała być się bardziej zabawne. Tak być nie może! Jestem na zbyt wysokim poziomie!
- Słuchaj szlamo, fajny wywód ale ja nie mam zamiaru wam pomóc w szukaniu tej cholernej bombki a wręcz przeciwnie.
Chłopak przewrócił oczami.
- Słuchaj, dwa razy uratowaliśmy Ci tą obślizgłą skórę i to nie z największą chęcią, uwierz mi, więc może byś łaskawie opuściła tą różdżkę. O ile dobrze pamiętam samej nie szło Ci najlepiej więc bądź łaskawa pomóc nam znaleźć tą, jak to mówisz, cholerną bombkę. Wtedy wszyscy troje będziemy mieć szybciej to za sobą, dobrze?
Z deka zdziwione Rose zamknęła się i podsłuchiwała jak chłopacy w niezbyt przyjemny sposób dyskutowali o jej osobie.
Wysoko nad nimi zawieszona była bombka w kolorze czerwonym. Śmieszne.
- I niby jak mamy się tam dostać? - warknęła ślizgonka.
- Myśląc. Wiem, że to dla Ciebie nowość ale musisz się z tym pogodzić.
Tego było za dużo.
- Jesteś kompletnym idiotą! Masz do czynienia z dziewczyną, a z twoim wyglądem jest to pewnie dużym sukcesem, więc nawet z tego powodu powinieneś okazać mi szacunek! Zastanów się i przestań ze mnie robić totalną idiotkę, bo jakbyś chciał wiedzieć, to nie mam pięciu lat i gówno mnie obchodzi twoje zdanie na mój temat. Jeśli naprawdę chcesz zdobyć tą bombkę, to przestać krytykować moje zachowanie i zacznij myśleć jak ją ściągnąć, bo z tego co właśnie teraz się dowiedziałam, jestem na to zbyt tępa!
Chłopak nieco zdziwiony nie poruszył się z miejsca i dopiero gdy ten drugi go trącił odzyskał kontakt. Wyjawił im plan z kłodami, dzięki któremu łatwiej było jednemu z nich dostać się na drzewo i oto w ten sposób bombka była ich. Nieplanowanie noga czarodzieja omsknęła się i zaczął on spadać w dół/
- O Boże! – wyrwało się ‘bezuczuciowej’ ślizgowce.
Wraz z tym drugim chłopakiem (nadal nie znała ich imion) pomogła do niedopuszczenia straszliwego wypadku. Spojrzał na nią, a ona dostrzegła w jego oczach błysk. Taki pozytywny. Jakby cieszył się, że jednak świat nie jest taki zły. O zobacz! Nawet ślizgoni mają serca!
Gdy uczeń wylądował bezpiecznie na ziemi Rosalie zapytała:
- Masz tą bombkę?
- Yhym.
Nagle przed nimi wylądował jakiś ptak, który zmienił się w profesora.
- Proszę, to nasza bombka – powiedział któryś z nich i podał profesorowi bombkę.
- Zdobyliście ją razem? - zapytał zdziwiony profesor patrząc na Rose.
Auć. To nie było miłe. Cios poniżej pasa. Dziewczyna spuściła głowę i już się nie odezwała.
Gdy wszyscy zaczęli iść w kierunku zamku, Rose obojętnym tonem skomentowała:
- Dobra, fajnie było ale na szczęście się skończyło. Cześć .
- A może byś chociaż wyjawiła nam swoje imię? - powiedział Alex.
- Nie dzięki.
- Nie to nie - powiedział Alex i wzruszył ramionami.
Podbiegła do swoich przyjaciółek, które akurat pojawiły się w polu widzenia, ale coś ją podkopciło, więc odwróciła się i krzyknęła jakby… z uśmiechem!
- Może następnym razem – mrugnęła.
Czy ona flirtowała? Niee… to nie możliwe. Mogłaby przysiąść, że chłopak schylił głowę i zarumienił się pod nosem. Może tylko jej się tak zdawało?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rosalie dnia Sob 17:57, 07 Lip 2012, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrzyki.fora.pl Strona Główna -> Harry Potter Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin