Peegy
Artystka

Dołączył: 12 Gru 2010
Posty: 168
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Żywiec
|
Wysłany: Wto 21:44, 08 Mar 2011 Temat postu: Rozdział I |
|
|
Alex została brutalnie wrzucona do swojej klatki. Nie była z tego zadowolona ale życie w tym miejscu nauczyło ją że nie zawsze warto się odwdzięczać. Jednak czasami ta chęć jest tak wielka, że nie może się powstrzymać. Jednak teraz jej instynkt podpowiadał jej, że nie warto tego robić bo tylko pogorszy tym stan swój i swojej grupy. Spojrzała na Rose.
- Szykują coś dla któregoś z nas? - zapytała się dziewczyny.
Ta pokręciła głową jednak nie miała zbyt pocieszającej miny, Alex odwróciła się i zobaczyła jak fartuch otwiera klatkę, w której znajduje się chłopczyk, którego mutacji lepiej nie opisywać. Sądząc po minie towarzyszki z klatki jest mało prawdopodobne żeby ten mały tu wrócił. Kiedy Carl (bo tak się nazywał) spojrzał na nią ona się uśmiechnęła żeby dodać mu otuchy. Jednak jego to chyba nie pocieszyło.
Odwróciła się w stronę reszty takich jak ona. Czyli pół ludzi pół ptaków. Powiedzmy, że z powodu swojego jakże normalnego i powszechnie znanego podobieństwa zaprzyjaźnili się. Większość była w tym samym wieku jednak nie wszyscy.
Nie mieli zbyt dobrych warunków. Szczególnie najmłodsi, David i Arwena, dzielili jedną, dość małą klatkę. Reszta miała odrobinę większe ale wiadome już jest, że raczej nie będą mieć idealnie prostych kręgosłupów. Dziewczyna przypomniała sobie jak fartuchy uczyły ją medycyny. Ze wszystkich przedmiotów, czy też kierunków jakie poznała ten podobał się jej najmniej. Za bardzo kojarzył się jej z ich właśnie pracą. Najbardziej spodobała się jej matematyka, fizyka i astronomia. Chyba przez to, że w kosmosie jest tak wiele do odkrycia i zdaje się tam być tak bezpiecznie w przeciwieństwie do ziemi na której mogą ją zawsze znaleźć i znów zamknąć do klatki, miejsca którego nienawidzi.
Nagle usłyszała głosy. Nie były to głosy fartuchów. Raczej... Dzieci? Nie wiedziała o czym oni mówią. Nagle usłyszała szelest. Obejrzała się w stronę "wejścia" i zobaczyła tam szóstkę... Dzieci takich jak ona. Nie mogła w to uwierzyć. Oczy jej jakby same się rozszerzyły.
Jedna z nich, chyba najmłodsza podeszła do klatki z Frankim, tak nazywają psa, który potrafi mówić. Nagle do klatki z Percem i Lucky podeszła jakaś dziewczynka. Wyglądała na taką średnią. Do niej podeszła dziewczyna odrobinę starsza, chyba w wieku Alex. Potem podszedł jakiś chłopak.
- Wiesz, nie możemy uratować ich wszystkich - powiedział ów chłopak.
- Podobno uratuję cały świat, pamiętasz? Zacznę od nich. - powiedziała starsza dziewczyna. Potem szepnęła coś do chłopaka obok ten do następnego i tak dalej...
- Bądź gotów do ucieczki. Zabieramy cię stąd. - powiedziała dziewczyna do Lucky. Ta zrobiła zdziwioną minę jakby nic nie rozumiała. Dobrze... Lucky wie, że nie można ufać nikomu a fartuchy nie wiedzą, że ktoś oprócz Alex i Rose umie mówić. Myślą, że reszta to nie mowy.
Nagle dziewczyna otworzyła klatkę Perca i Lucky. Alex przywarła do prętów swojej klatki. Ta dziewczyna podeszła do niej.
- Kim jesteście? Dlaczego to robicie? - szepnęła niepewnie.
Widać było, że dziewczyna się tego nie spodziewała.
- Dzieci nie powinny siedzieć w klatkach - powiedziała - Dobra ludzie! opuszczamy ten lokal! - krzyknęła i otworzyła jej klatkę.
Wybiegli z laboratorium a potem biegli w jakimś nieznanym jej kierunku. Kiedy wypadli przez pewne drzwi Alex zapytała.
- Gdzie jesteśmy?
- Pod kanałami miasta - odpowiedziała dziewczyna.
Nagle zobaczyła za jej plecami Likwidatora. Powiedział coś ale ona już nie usłyszała. Cofała się wraz z resztą grupy.
Zaczęła się walka ale, ten chłopak kazał im biec do wyjścia, jak się domyśliła. Czuła, że powinna im zaufać. Jej instynkt nigdy jeszcze jej nie zawiódł i mam nadzieję, że i teraz tego nie zrobi.
Biegli tak przez pewien czas i jeszcze trochę aż dotarli do czegoś co ma być chyba wyjściem. Kiedy wydostali się na powierzchnię Alex poczuła, że musi coś zrobić.
- Słuchaj, dalej pójdziemy sami. - powiedziała.
- Nie poradzicie sobie sami.
- Zobaczy się. Dobra, idziemy! - zawołała do grupy.
Skierowała się w kierunku, w którym zdawało się, że nie ma dużo ludzi. Wiedziała, że jest ich za dużo, żeby mogli przetrwać. To było wręcz pewne.
Kiedy już dotarli do jakiegoś odludnego miejsca zatrzymała się.
- Dobra, nie możemy być w tak wielkiej grupie. Jest nas zbyt wiele. Musimy się podzielić na co najmniej trzy - powiedziała.
- Ja zabiorę moich - powiedział Ernest. Pół człowiek pół lis. Fajne połączenie, nie?
- Dobra... Kto następny? - zapytała się jednak jej wzrok był skierowany na Samantę. Ostatnio w miarę normalną z nich.
- Dobrze, ja zajmę się wszystkimi poza tymi twoimi. - powiedziała.
Idealnie... O to jej właśnie chodziło.
- Dobra, a więc rozdzielamy się. - powiedziała i skierowała się za siebie. Jednak po chwili odwróciła się -Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy - szepnęła do tamtej dwójki a oni pokiwali głową.
Czuła, że podzielili się na dobre grupy. Że tamci dadzą sobie radę. Prawie nigdy się nie myli w końcu.
- No to jak. Lecimy? - zapytała się reszty i rozłożyła skrzydła.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Peegy dnia Czw 21:33, 10 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
|
|